Argumenty, jakie były przedstawiane w tej sprawie są dla mnie niejasne - mówi minister zdrowia Adam Niedzielski, pytany w rozmowie z Rynkiem Zdrowia o negatywny odbiór zapowiedzi likwidacji Centrum Monitorowania Jakości. Tłumaczy, że inkorporowanie CMJ do Ministerstwa Zdrowia to znak, że pomiar jakości przestaje być w szpitalach kwestią dobrowolności.
Autor: PW • Źródło: Rynek Zdrowia
Piotr Wróbel, Rynek Zdrowia: Jakich argumentów pan użyje, by przekonać menedżerów, że likwidacja Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, która ma nadejść wraz z ustawą o szpitalnictwie jest celowa?
Adam Niedzielski, minister zdrowia: A jakie są argumenty za pozostawieniem CMJ?
P.W.: Menadżerowie podkreślają, że szpitale audytowane, z akredytacją CMJ, pracowały nad jakością a teraz dojdzie do obniżenia rangi certyfikatów jakości, które były potwierdzeniem organizacji pracy wykraczającej poza normalnie przyjęte standardy. Padają też np. argumenty, że szpitale, skoro autoryzował je będzie NFZ i jednocześnie kontraktował świadczenia, mogą niechętnie ujawniać np. dane dotyczące zdarzeń niepożądanych.
A.N.: Argumenty, jakie były przedstawiane w tej sprawie są dla mnie niejasne. Z mojego punktu widzenia są oczywiste co najmniej dwie rzeczy. Po pierwsze to, że jakość nie może być już na obrzeżach systemu opieki zdrowotnej. Robienie fakultatywnej akredytacji, to za mało, jeżeli chodzi o zarządzanie jakością w sektorze medycznym. Po drugie, jakość ma dwa wymiary: jeden to ten być może bardziej kojarzony z CMJ – czyli dotyczący spełniania pewnych standardów, gdzie mamy sformułowana różne zalecenia, które są weryfikowane w trakcie oceny jakości przez CMJ. Jest natomiast jeszcze drugie pojęcie jakości, które już nie koncentruje się na zaleceniu, co powinno być robione, tylko jaki jest tego wynik. To znaczy, że usługi, które są świadczone powinny charakteryzować się odpowiednimi parametrami, które są policzalne, które powinny być non-stop mierzone i to nie mierzone na zasadzie dobrowolności i z dużym opóźnieniem, ale mierzone po to, żeby być podstawą płatności za konkretną usługę. NFZ jest z punktu widzenia całości systemu jedynym miejscem, które może taką funkcję realizować, ponieważ jest gestorem wszystkich danych, które są zbierane w ramach systemu opieki medycznej.
P.W.: Jeżeli szpitale będą tak dokładnie rozliczne z jakości czy nie ma obawy, że nie będą zgłaszały zdarzeń niepożądanych, by lepiej wypaść w ocenie płatnika?
A.N.: Jeżeli szpitale nie będą zgłaszały takich zdarzeń, to będą stawały się przedmiotem kontroli prowadzonych przez NFZ, bo to Fundusz ma narzędzia dolegliwe, które mogą właśnie o wiele skuteczniej wymuszać dostosowanie się do oczekiwań niż dobrowolny audyt wykonywany przez CMJ.
P.W.: Czy pana zdaniem uda się nam zmienić kulturę pracy, prowadzić szeroki rejestr zdarzeń niepożądanych, wdrażać zasadę no fault zakładaną przez ustawę o jakości, skoro takie zgłoszenia są dzisiaj traktowane niemal jak donosicielstwo?
A.N.: Ja patrzę na to inaczej. W tym sensie, że jeżeli my nie rozpoczniemy pewnej ścieżki, nie wykonamy pewnego kroku z ustawą o jakości, to cały czas te tematy będą odsuwane w czasie, co będzie powodowało, że ta kultura braku jakości, braku zwracania uwagi na jakość będzie się utrwalała. Pod tym względem absolutnie uważam, że wykonanie kroku w stronę strony jakości jest konieczne. Sądzę, że akurat to jest dosyć dobrze przejmowane przez środowisko – nie mówię tutaj o dyskusji, która dotyczy CMJ, bo ja mam tutaj wyraźne stanowisko – ale ogólnie o kwestii zarządzania jakością. To jest zagadnienie, które od wielu, nawet dziesiątków lat funkcjonuje w innych sektorach, a my w ochronie zdrowia dopiero budujemy sobie pewne zasady.