Dyrektorzy szpitali powiatowych obawiają się, że za lipcowymi podwyżkami w ochronie zdrowia nie pójdą adekwatne pieniądze. - Jeśli resort nie uwzględni podwyżek dla personelu na kontraktach, mogą one stać się przysłowiowym „gwoździem do trumny” - przestrzega Władysław Perchaluk, prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego.
Podwyżki w ochronie zdrowia. Konsekwencje nowelizacji ustawy brzemienne w skutkach
W lipcu 2023 roku ponownie wzrosną najniższe wynagrodzenia niektórych pracowników podmiotów leczniczych. Waloryzację płac przewiduje ubiegłoroczna nowelizacja przepisów. Aby sfinansować podwyżki konieczna jest nowa wycena świadczeń. W ubiegłym roku, wraz z wejściem ustawy, rzeczywiście podniesiono wycenę świadczeń, ale NFZ nie uwzględnił w nowych kontraktach inflacji i kosztów, jakie ponoszą placówki, ani różnic, jakie występują pomiędzy różnej wielkości szpitalami i ich stopniami referencyjności. W efekcie nowelizacja ustawy z 26 maja ubiegłego roku stała się zarzewiem konfliktów w środowisku pielęgniarskim. Niewiele jest szpitali w Polsce, których personel pielęgniarki byłby zadowolony z podwyżek. W ogromnej większości te pielęgniarki, które zostały zakwalifikowane do piątej czy szóstej grupy (gdzie współczynniki odpowiednio wynoszą 0,94 i 1,02) i wykonują taką samą pracę, jak te z grupy drugiej (decyduje wykształcenie – gdzie współczynnik wynosi 1,29), czują się dyskryminowane i wchodzą w spory z pracodawcami. Wnoszą wobec nich roszczenia na drodze sądowej, powołując się na Kodeks pracy, zgodnie z którym za taką samą pracę pracownikowi należy się jednakowe wynagrodzenie.
W tym szpitalu pielęgniarki są wynagradzane zgodnie z ustawową siatką płac
Jednym z niewielu szpitali na Śląsku, gdzie pielęgniarki są zadowolone z realizacji ustawy podwyżkowej, jest Zespół Szpitali Miejskich w Chorzowie. Jego dyrektor, Jerzy Szafranowicz podkreśla, że to dlatego, iż placówka jest różni się od wielu szpitali powiatowych, ma bowiem 25 oddziałów, wyższe współczynniki korygujące oraz wyższe przychody. – To nie znaczy, że nie utożsamiam się z dyrektorami innych, mniejszych szpitali, bo wszyscy wiemy, że gdzieś zostały popełnione błędy. Nasz szpital stać jest na to, aby uhonorować wszystkie pielęgniarki zgodnie z przepisami i z podziałem na poszczególne grupy zaszeregowania. Mam jednak wątpliwości czy pielęgniarka ze średnim wykształceniem pracująca jako instrumentariuszka 30 lat powinna zarabiać mniej niż ta, która pracuje rok, ale ma wyższe wykształcenie – mówi Szafranowicz. Jak dodaje, to się nie broni społecznie i koleżeńsko, ale taki jest zapis ustawy. – Ktoś się na takie zapisy zgodził i nie przewidział, że będzie to źródłem konfliktów. Ja od nich stronię, ponieważ szpital zatrudnia 1700 pracowników i muszę działać egoistycznie. Przyciągać do siebie pracowników, a nie wchodzić z nimi w spory – tłumaczy.
Podobnie postąpił dyrektor Czesław Płygawko w Szpitalu Śląskim w Cieszynie. – Pozwoliliśmy pielęgniarkom uczyć się, doszkalać, dawaliśmy im bezpłatne urlopy. Mówiliśmy – uczcie się i róbcie licencjaty, magisteria, doktoraty, specjalizacje… Teraz mamy nie mieć na ich wynagrodzenia? – pyta retorycznie.- Jesteśmy w tym konsekwentni. Inni jednak nie podjęli takich decyzji nie dlatego, że nie doceniają zawodu pielęgniarki. Po prostu nie mają na to odpowiednich środków – podkreśla dyrektor cieszyńskiej placówki. W lipcu znowu kłopoty? Szafranowicz: nie mogę dyskryminować pielęgniarek na kontraktach. Zdaniem Szafranowicza problem z realizacją ustawy podwyżkowej polega na tym, że dwie strony konfliktu się zacietrzewiły. Centrala Funduszu stwierdziła też, że nie przeznaczy na ten cel dodatkowych pieniędzy. – Nie zróżnicowano także w odpowiedni sposób dodatkowych środków na realizację ustawy dla różnych rodzajów szpitali. Niektóre otrzymały zdecydowanie za mało pieniędzy. Mój szpital otrzymał ich wystarczająco, ale już na przykład szpitale akademickie otrzymały ich tyle, że nie wiedziały co z nimi robić – mówi dyrektor chorzowskiego szpitala.
Pytany o to co może wydarzyć się od lipca, po skorygowaniu, zgodnie z ustawą, tabeli najniższych płac ze względu na wzrost przeciętnego wynagrodzenia brutto w 2022 roku, dyrektor zwraca uwagę, że mniej więcej połowa pielęgniarek w jego szpitalu zatrudniona jest na kontraktach. – Nie mogę dyskryminować pielęgniarek pracujących na kontraktach. Też będą musiały otrzymać podwyżki. To będzie koszt dla szpitala w skali roku rzędu 4 mln złotych. Obiecano nam, że teraz kontrakty też zostaną uwzględniane w dodatkowym strumieniu środków dla szpitali. Na razie jednak nic pewnego nie wiemy. Czekam i wierzę, że tak się stanie – zaznacza.
Jeden szpital i ponad 240 pozwów. „Wyższych stawek domagają się także lekarze”
W zupełnie odmiennej sytuacji jest Szpital Wielospecjalistyczny w Jaworznie. Pracownicy placówki skierowali ponad 240 pozwów do sądu. – Zachęcałyśmy pielęgniarki do kształcenia, ale są to przede wszystkim kobiety, które mają oprócz pracy zawodowej dom, którym muszą się opiekować, często także dzieci. Nie każda miała pieniądze na kształcenie, i czas, żeby się dokształcać. Daleka jestem od tego, aby dzisiaj kwestionować, czy ustawa została dobrze sprecyzowana, ale w mojej ocenie spowodowała ogromne zamieszanie – przyznaje Gabriela Buczkowska, dyrektor jaworznickiego szpitala. Podkreśla także, że personel jest obecnie skłócony, czego wcześniej nie było, bo stawki nie różnicowały tego, co pielęgniarki robią. – Dzisiaj ta różnica wynosi 1600 zł plus do datki, a to poważna kwota – wylicza Buczkowska. Jak dodaje, dyrektorzy nie wahaliby się podnosić wynagrodzeń zgodnie z ustawą, gdyby mieli na to pieniądze. – Nie mamy co prawda dużo pielęgniarek na umowach cywilno-prawnych, ale są i takie. Po wejściu w ubiegłym roku w życie nowej siatki płac doszło też do tego, że oczekiwania całego personelu dotyczące wynagrodzeń w całym szpitalu wzrosły – opowiada. Choć najbardziej widoczne są pielęgniarki w konfliktach płacowych, to coraz częściej, co podkreśla Buczkowska, wyższych stawek domagają się także lekarze i inny personel. – Zagryzamy zęby i zatrudniamy lekarzy za takie stawki, jakie sobie życzą. Musimy brać pod uwagę to, że na oddziale jest jeden lekarz dyżurujący, ale pielęgniarek musi być określona ilość. Problemem jest zapewnienie zabezpieczenia pielęgniarskiego na oddziałach internistycznych i zabiegowych – podkreśla.
Nie liczba pacjentów a łóżek. Normy zatrudnienia nie odpowiadają obłożeniu
Jak wskazuje Buczkowska, problemem szpitali są dzisiaj także normy zatrudnienia. Narzucane przez Fundusz wymogi często nie odpowiadają obłożeniu poszczególnych oddziałów i nie ma możliwości regulowania ich w zależności od potrzeb. – Mamy dzisiaj w szpitalu rzeszę niezadowolonych pielęgniarek. Zarówno tych, które mają 7 300 zł od stycznia, po zmianie zakresu czynności, ale teraz domagają się wstecznie podwyżek, od lipca. Większość niezadowolonych jednak to te, które zarabiają 5300 zł i uważają, że wykonują tę samą pracę co koleżanki z wyższym uposażeniem – mówi dyrektorka jaworznickiej placówki. Zwraca uwagę, że jeżeli dodatkowe pieniądze z NFZ uwzględnią jedynie same wynagrodzenia, to szpitale znów zaczną się w przyspieszonym tempie zadłużać. W publicznych szpitalach, obok samych wynagrodzeń wypłacany jest także dodatek za tzw. „wysługę lat”. Brak środków na te dodatkowe 20 proc. płacy, jest nieuczciwe wobec SP ZOZ-ów. – Jeśli nie zostanie uwzględniona w dodatkowych środkach dla szpitali powiatowych realna inflacja w zakresie kosztów energii (w Jaworznie 260 proc.), leków, sterylizacji (wzrost o100 proc. od ubiegłego roku) i wielu innych kosztów, to wszyscy będziemy mieli gigantyczny problem. Do końca maja mamy obowiązek podpisać porozumienia dotyczące wynagrodzeń. Na razie nie wiemy, jakie mamy otrzymać na to pieniądze. Coraz więcej też lekarzy przechodzi na umowy cywilno-prawne, co tylko powiększa koszty. Czekamy wciąż na informację, jakie dostaniemy środki zarówno na płace, jak i w zakresie wyceny świadczeń rekomendowanych przez AOTMiT. I oczywiście na ostateczną decyzję ministra – podkreśla Buczkowska.
Dyrektorzy pełni obaw. W państwowym szpitalu pacjent nie dopłaci do procedur
Jak podkreśla Władysław Perchaluk, prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, sygnały jakie przekazują do Związku dyrektorzy zrzeszonych w nim placówek, są pełne obaw. Podobnych do tych sprzed roku, kiedy miała wejść w życie ustawa podwyżkowa. – Mieliśmy wtedy nadzieję, że brakujące pieniądze na realizację ustawy zostaną w całości skierowane do szpitali w wykazie świadczeń, współczynnikach korygujących. Niestety w naszych placówkach te braki wynoszą, w zależności od szpitala, od 350 tys. do nawet 860 tys. złotych miesięcznie. Dlatego mamy wiele obaw co będzie od lipca. Wiemy, ile będą wynosić podwyżki płac minimalnych, ale nie wiemy jakie otrzymamy na to pieniądze. Naszym zdaniem w rekomendacjach AOTMiT wycena świadczeń też nie jest dokładnie policzona – mówi Perchaluk. Jak dodaje, dyskusja na spotkaniu menadżerów pokazała, że w dodatkowych środkach, które mają otrzymać szpitale, powinien zostać uwzględniony podział na szpitale tzw. jednodniowe, szpitale prywatne i powiatowe, które funkcjonują 24 godziny na dobę. – W szpitalach prywatnych pacjent może dopłacić do pewnego rodzaju procedur, czego w państwowym szpitalu zrobić nie wolno. Obawiamy się, że lipcowe podwyżki płac, jeśli resort naszych uwag nie uwzględni, nie uwzględni też kwestii personelu zatrudnionego na kontraktach. Mogą stać się one przysłowiowym „gwoździem do trumny” szpitali powiatowych – tłumaczy. Dodajmy, że pielęgniarki w grupie 2 od lipca (współczynnik 1,29) zyskają na podwyżce 881,87 zł, w grupie 5 (współczynnik 1,02) – 697,29 zł, natomiast w grupie 6 (współczynnik 0,94) – 642,60 zł.